Advertisement

Gwen stała na korytarzu, a dom wokół niej rozbrzmiewał echem. Całe ciepło minionego tygodnia zgasło w jej pamięci. Każda drobna uprzejmość wyglądała teraz na zainscenizowaną i przećwiczoną. Gwen usiadła z powrotem na krześle. Jej ciało było puste. Jej umysł nie przestawał wirować.

Chciała płakać, krzyczeć i rzucać przedmiotami, ale czuła się zbyt odrętwiała, by to zrobić. Najpierw straciła męża, a potem została oszukana i wmanewrowana w utratę domu, wszystkich wspomnień, które razem zbudowali, to było druzgocące.

Usiadła na brzegu łóżka, wpatrując się w nic, oszołomiona tym, jak szybko wszystko zostało zabrane. Czuła się głupio, że zaufała Elizabeth. Nic nie mogła na to poradzić. W końcu uwolniła się i pozwoliła łzom płynąć. Gwen nie wiedziała jednak, że jej nieszczęście nie potrwa tak długo……..

Gwen siedziała przy kuchennym stole, przeglądając stary album ze zdjęciami. Nie planowała go dziś wyciągać, ale cisza panująca w domu sprawiała, że trudno było robić cokolwiek innego. Minął miesiąc od śmierci Alberta, ale wszystko wciąż wydawało się zatrzymane – jakby czekała na jego powrót.

Advertisement
Advertisement

Zatrzymała się przed zdjęciem ich dwojga, stojących przed domem, ze splecionymi ramionami. Ogród wyglądał szorstko, ale oni uśmiechali się, jakby to nie miało znaczenia. Zdjęcie zostało zrobione niedługo po tym, jak się wprowadzili. Ten dom widział ich najlepsze i najgorsze dni.

Advertisement

Poznali się na konferencji – oboje uczestniczyli w niej solo, oboje nie byli zainteresowani pogawędką, dopóki nie znaleźli się przy tym samym stoliku podczas przerwy na kawę. Coś w tej rozmowie utknęło. Kilka kolacji później przerodziła się ona w coś solidniejszego. Gwen nie spodziewała się drugiej szansy, ale tak się stało.

Advertisement
Advertisement

W ciągu kilku miesięcy zaczęli snuć plany. Nie była to decyzja, którą wszyscy wokół nich popierali, ale żadne z nich nie było zainteresowane przeciąganiem sprawy. Gwen słyszała obawy, ale i tak poszła naprzód. Czas pokazał, że się nie myliła. Zbudowali życie, które miało sens.

Advertisement

Teraz radziła sobie bez niego. Delikatnie zamknęła album, wstała i podeszła do zlewu, by opłukać kubek. Dom wydawał się cięższy pod jego nieobecność – cichszy, bardziej przestronny w najgorszy sposób. Przez większość dni nie była pewna, co ze sobą zrobić.

Advertisement
Advertisement

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Wytarła ręce w ręcznik i otworzyła drzwi, by zobaczyć Sandrę z naprzeciwka, trzymającą przykryte naczynie do zapiekanek. “Pomyślałam, że masz ochotę na coś domowego – zaproponowała uprzejmie Sandra. Gwen skinęła głową, zdobyła się na słaby uśmiech i wzięła naczynie obiema rękami.

Advertisement

Odkąd Albert odszedł, przyjaciele i sąsiedzi wpadali do niej na zmianę. Niektórzy przynosili jedzenie, inni opowiadali historie. Gwen doceniała ten wysiłek, nawet jeśli czasami był przytłaczający. Od śmierci Alberta nie ugotowała żadnego porządnego posiłku, ale lodówka była pełna prób wszystkich innych.

Advertisement
Advertisement

Zerknęła na zegar i westchnęła. Zbliżał się czas jej spotkania w kościele. Miała spotkanie z pastorem i pogrzebowym, aby omówić ostatnie szczegóły. Wciąż było tak wiele do zorganizowania. Nie spodziewała się, że ten proces będzie trwał tak długo.

Advertisement

Przebrała się w coś schludnego, związała włosy i chwyciła teczkę z dokumentami. W drodze do kościoła skupiła się na sprawach praktycznych – programie nabożeństwa, liście gości, muzyce. Emocje mogły poczekać. Dzisiaj chodziło o sprawdzenie tego, co trzeba było zrobić.

Advertisement
Advertisement

Elizabeth miała przyjechać późnym wieczorem. Gwen nie rozmawiała z nią od czasu pierwszego telefonu. Ich rozmowy zawsze były krótkie. Cywilne, ale napięte. Gwen nigdy nie czuła się mile widziana jako macocha. Elizabeth trzymała się na uboczu – a Gwen podejrzewała, że był to bardzo świadomy wybór.

Advertisement

Była nastolatką, kiedy Gwen pojawiła się na świecie, a czas nie pomagał. Elizabeth wierzyła, że Gwen była powodem rozstania jej rodziców, pomimo szczerości Alberta. Gwen starała się być cierpliwa, hojna i otwarta. Ale nic do niej nie docierało. Uraza pozostawała między nimi jak mur.

Advertisement
Advertisement

Z czasem Gwen zauważyła, jak łatwo Elizabeth potrafiła obrócić sytuację na swoją korzyść. Uważała na swój ton, manipulowała słowami – zwłaszcza w stosunku do Alberta. Gwen widziała, jak prosiła o różne rzeczy delikatnie, potem stanowczo, a potem natarczywie. Albert zawsze ustępował. Gwen w końcu przestała się wtrącać i wycofała się.

Advertisement

Przez ostatnie kilka lat było cicho – żadnych telefonów, żadnych wiadomości. Albert również stracił z nią kontakt, a Gwen nie naciskała na niego, by odnowił znajomość. Tak było łatwiej. Bez kłótni, bez udawania. Teraz znów mieli dzielić przestrzeń i Gwen miała tylko nadzieję na uprzejmość. Kilka dni łaski, nic więcej.

Advertisement
Advertisement

Zaparkowała przed kościołem i wzięła głęboki oddech. Przyszłe rozmowy będą dotyczyły kwiatów, zdjęć i planów miejsc siedzących – ale pod tym wszystkim czekało napięcie. Gwen poprawiła torbę na ramieniu, pchnęła drzwi i weszła do środka. Na razie skupiła się na przetrwaniu dnia.

Advertisement

Gwen zauważyła Elizabeth w pobliżu przednich ławek, z lekko pochyloną głową, gdy rozmawiała z pastorem. Wyglądała na spokojną – niezwykle. Kiedy ich oczy się spotkały, Gwen przygotowała się na zimne spojrzenie, ale ono nie nadeszło. Zamiast tego Elizabeth podeszła powoli i otworzyła ramiona. “Naprawdę mi przykro, Gwen. Naprawdę.”

Advertisement
Advertisement

Przez chwilę Gwen myślała, że śni. Stała nieruchomo, zaskoczona delikatnością w głosie Elizabeth. Żadnego napięcia w jej ramionach, żadnego ostrego tonu. Tylko… ciepło. Gwen niepewnie skinęła głową, a jej instynkt nie podpowiadał jej, czy powinna wczuć się w tę chwilę, czy się przed nią bronić. “Dziękuję – powiedziała cicho.

Advertisement

Elizabeth poszła z nią do biura kościoła. Bez wahania sięgnęła po teczkę Gwen. “Pozwól, że ja to zaniosę – powiedziała łagodnie. Gwen zawahała się, po czym podała jej teczkę. Nie była pewna, co się dzieje, ale odrzuciła swój sceptycyzm, tłumacząc to smutkiem.

Advertisement
Advertisement

Spotkanie minęło jak mgnienie oka. Gwen odpowiadała na pytania, kiwała głową na osi czasu i wybierała muzykę. Elizabeth siedziała obok niej, oferując ciche wsparcie. Nie wtrącała się. Nie poprawiała. Po prostu była. Gwen spoglądała na nią, na wpół oczekując przewrócenia oczami, wtrącenia lub sprzecznych opinii. Ale nic nie nadeszło.

Advertisement

Gdy wyszły z kościoła, Gwen instynktownie skierowała się w stronę swojego samochodu, nie spodziewając się dalszej rozmowy. Zaczęła już mentalnie wyliczać, co jeszcze musi zrobić. Ale zanim dotarła do kierowcy, Elizabeth zawołała zza niej, głosem lekkim, ale rozważnym. “Gwen, poczekaj chwilę”

Advertisement
Advertisement

Gwen zatrzymała się. Elizabeth dogoniła ją z rękami złożonymi przed sobą. “Chciałabyś zjeść lunch? – zapytała. “W pobliżu jest ta kawiarnia – Cornerstone, chyba tak się nazywa Gwen zamrugała. Pytanie wisiało dziwnie w powietrzu. Przez dwadzieścia lat Elizabeth nigdy nie zaprosiła jej na wspólny posiłek.

Advertisement

Nie przyszła na ich ślubną kolację, ani na żadne rocznicowe spotkania czy urodziny. Nagły gest wydawał się zbyt niespodziewany, zbyt nie na miejscu. Pierwszym odruchem Gwen była podejrzliwość. Ale z drugiej strony, myśl o powrocie do cichego domu i samotnym podgrzewaniu resztek też nie wydawała się pociągająca.

Advertisement
Advertisement

“W porządku – odpowiedziała Gwen, starając się nie brzmieć na zbyt zaskoczoną. “Cornerstone jest w porządku” Gdy szli do swoich samochodów, próbowała znaleźć w tym jakiś sens. Może smutek zmiękczał ludzi. Może Elizabeth próbowała okazać dojrzałość. A może, pomyślała ostrożnie Gwen, po prostu nie chciała być sama.

Advertisement

Kawiarnia była skromna i cicha, schowana między kwiaciarnią a księgarnią. Zamówiły małe lunche – zupę dla Gwen i kanapkę dla Elizabeth. Rozmowa zaczęła się sztywno. Wymieniały się uprzejmymi informacjami na temat pracy, pogody, cen produktów spożywczych. Gwen powoli mieszała zupę, niepewna, w jakim kierunku pójdzie posiłek.

Advertisement
Advertisement

Po chwili przerwy Elizabeth podniosła wzrok. “W hotelu, który zarezerwowałam, są pluskwy – powiedziała niemal z zakłopotaniem. “Najwyraźniej w ten weekend brakuje pokoi. Obdzwoniłam okolicę, ale wszystko jest zarezerwowane lub podejrzane. Nie chcę pytać, ale… czy byłoby w porządku, gdybym została w domu na kilka dni?

Advertisement

Gwen podniosła wzrok, zaskoczona. Nie była pewna, czego spodziewała się po lunchu – ale nie tego. Jej pierwszym odruchem było wahanie. Przez ostatnie kilka tygodni dom wydawał jej się kruchym azylem. Pomysł dzielenia się nim, zwłaszcza z kimś, komu nie do końca ufała, był niepokojący.

Advertisement
Advertisement

Jednak prośba Elizabeth nie wiązała się z presją. Niczego nie żądała – po prostu poprosiła z cichą powściągliwością. Gwen złożyła dłonie wokół filiżanki i zastanowiła się przez chwilę. Dom miał przestrzeń. I to nie był byle kto. To była córka Alberta. Powiedzenie “nie” wydawało się niepotrzebnie zimne.

Advertisement

Powoli skinęła głową. “W porządku. Możesz zostać na kilka dni. Nie chciałabym, żebyś przegapiła pogrzeb Elizabeth uśmiechnęła się z wdzięcznością. “Dziękuję. Naprawdę to doceniam Gwen odwzajemniła się małym skinieniem głowy, wciąż nie będąc pewną, czy ten gest był szczery, czy był czymś zupełnie innym.

Advertisement
Advertisement

Gdy wyszły z kawiarni, Gwen szła kilka kroków za nimi. Jej umysł krążył wokół rozmowy, wokół zaproszenia, które właśnie wystosowała. Przypomniała sobie, że to tylko na kilka dni. Na razie może towarzystwo nie byłoby najgorsze.

Advertisement

Tego wieczoru Gwen przygotowała pokój gościnny – świeża pościel, czysty ręcznik, bez zamieszania. Po cichu wykonała wszystkie czynności, wciąż próbując zrozumieć nagłą zmianę w ich relacjach. Kiedy zgasiła światło i zamknęła za sobą drzwi, nie była pewna, co będzie dalej.

Advertisement
Advertisement

Następnego ranka Gwen spodziewała się zwykłego dystansu. Zamiast tego Elizabeth była już na dole, siedząc przy kuchennym stole z filiżanką herbaty. Nie powiedziała zbyt wiele – tylko skinęła głową, gdy Gwen weszła i podsunęła jej cukiernicę. Gwen mruknęła podziękowania i usiadła naprzeciwko niej, nie wiedząc, co powiedzieć.

Advertisement

Pili herbatę w milczeniu. Gwen nie była pewna, czy powinna coś powiedzieć, czy może lepiej milczeć. Elizabeth nie wyglądała na skrępowaną, po prostu była cicho. Jak dwoje ludzi ostrożnie dzielących tę samą przestrzeń.

Advertisement
Advertisement

Po śniadaniu Gwen załadowała zmywarkę i była zaskoczona, że Elizabeth suszy naczynia na blacie obok niej. “Nie musisz tego robić – powiedziała Gwen. “Wiem Elizabeth nie podniosła wzroku. “Po prostu czuję się lepiej niż siedząc Gwen skinęła głową. Rozumiała, że częściowa żałoba nie pozostawia wiele miejsca na spokój.

Advertisement

Później Gwen wyciągnęła folder z dokumentami kościelnymi, aby ponownie przejrzeć listę gości. Elizabeth unosiła się w pobliżu. “Potrzebujesz pomocy? – zapytała. Gwen zawahała się, po czym wręczyła jej listę. “Przydałoby się sprawdzić kilka nazwisk” Elizabeth skinęła głową i zajęła miejsce po przeciwnej stronie stołu.

Advertisement
Advertisement

Przez następną godzinę pracowały w ciszy, każda skupiona na swoim stosie. Elizabeth nie przerywała. Nie komentowała wyborów Gwen ani nie kwestionowała jej pisma. Kiedy znalazła brakujący numer telefonu, po prostu go zakreśliła i odesłała stronę z krótkim skinieniem głowy. To było proste, ale płynne.

Advertisement

Tego wieczoru jadły obok siebie resztki jedzenia przy kuchennej wyspie. Rozmowa była minimalna – głównie logistyczna. Elizabeth zapytała, czy sfinalizowali już zamówienie. Gwen odpowiedziała, że jeszcze nie. “Jeśli chcesz”, zaoferowała Elizabeth, “mogę pomóc wyciągnąć kilka starych hymnów. Myślę, że tata lubił tę zieloną książeczkę” Gwen skinęła głową.

Advertisement
Advertisement

Następnego ranka Gwen odkryła, że kosze na śmieci zostały wyniesione na krawężnik. Niby drobnostka, ale nie pamiętała, żeby zrobić to sama. Nie wspomniała o tym. Elizabeth też o tym nie wspomniała. Ale Gwen myślała o tym dłużej, niż się spodziewała.

Advertisement

Kiedy Gwen wyszła na zewnątrz, zauważyła, że ganek został zamieciony. A jedno z krzeseł ogrodowych – od dawna chybotliwe – zostało przeniesione do środka. Po raz kolejny Elizabeth nie wspomniała o wykonaniu żadnej z tych czynności. Gwen nie wiedziała, czy czuć wdzięczność, czy podejrzliwość. Nie była przyzwyczajona do tej wersji Elizabeth.

Advertisement
Advertisement

Tego popołudnia Gwen wróciła z ogrodu i zatrzymała się w korytarzu, gdy usłyszała Elizabeth rozmawiającą przez telefon. “Tak, w piątek o jedenastej. Tak, potwierdzone – powiedziała. Obok niej leżał otwarty notatnik. Kiedy zobaczyła Gwen, podniosła listę. “To była kwiaciarnia – potrzebowali ostatecznej liczby osób

Advertisement

Gwen powoli skinęła głową. “Dzięki za pomoc Elizabeth wzruszyła ramionami. “I tak miałaś już za dużo na głowie” Odpowiedź nie była przemyślana, tylko praktyczna. Gwen zatrzymała się na chwilę, zanim skierowała się do kuchni. Cicha kompetencja była… nieoczekiwana, ale nie niepożądana.

Advertisement
Advertisement

Później Gwen usiadła przy stole ze stosem kartek z wyrazami współczucia, czytając kilka z nich i odkładając większość na bok. Elizabeth dołączyła do niej z dwoma kubkami herbaty. “Posortowałam te od sąsiadów, jeśli chcesz zacząć odpowiadać Gwen uśmiechnęła się słabo. “Może w przyszłym tygodniu

Advertisement

Następnego dnia Gwen usiadła przy porannej kawie i wpatrywała się w laptopa przez coś, co wydawało się wiecznością. Nie wiedząc, co robić, zawołała w stronę korytarza: “Elizabeth? Mogłabyś w czymś pomóc?” Elizabeth pojawiła się w drzwiach. “Oczywiście. Co to jest? Gwen wskazała na polisę ubezpieczeniową. “Nie wiem, jak sformułować pierwszy e-mail. Mogłabyś go zredagować?

Advertisement
Advertisement

Elizabeth zajęła miejsce obok niej i przeczytała dokument. “Jasne. Ma być uprzejmy, ale stanowczy, prawda? Coś w stylu: Szanowna Pani Hartley, piszę, aby potwierdzić otrzymanie polisy 294B1 na nazwisko Alberta M. Dawsona…” Gwen patrzyła, jak pisze. Ton był idealny.

Advertisement

Kiedy e-mail był gotowy, Elizabeth zapisała go jako wersję roboczą i przesunęła laptopa z powrotem w stronę Gwen. “Chcesz go przeczytać przed wysłaniem? Gwen przejrzała go, a następnie kliknęła wyślij bez zmian. “To dobrze – powiedziała. “Dziękuję Elizabeth skinęła głową, sięgając już po kolejny stos dokumentów.

Advertisement
Advertisement

Tego wieczoru zjadły kolację przed telewizorem – coś, czego Gwen nie robiła od tygodni. Elizabeth nie wypełniała ciszy niepotrzebnymi rozmowami. Po prostu siedziała w pobliżu, czasem komentując wiadomości, czasem nie. Gwen zdała sobie sprawę, że nie przygotowuje się już na konflikt. Nie zastanawiała się nad każdym słowem.

Advertisement

Gwen myślała, że smutek będzie ostrzejszy, gdy Elizabeth będzie w pobliżu, albo że będzie musiała znosić bierno-agresywne uwagi na każdym kroku. Zamiast tego, to co tworzyło się między nimi było ciche. Wzajemne. Nie było to uczucie, jeszcze nie, ale było to wsparcie. I Gwen, choć początkowo się wahała, zaczęła odczuwać wdzięczność.

Advertisement
Advertisement

Pewnego ranka Gwen obudziła się z bólem głowy. Poprzedniej nocy płakała przez sen – wspomnienia o Albercie były zbyt głośne, by je zignorować. Jej kończyny były ciężkie, a myśli spowolnione. Zwlokła się z łóżka tylko po to, by napić się wody, ledwo będąc w stanie iść prosto bez chwytania się ściany.

Advertisement

Elizabeth zauważyła ją na korytarzu i zmarszczyła brwi. “Wszystko w porządku? Gwen potrząsnęła głową. “Tylko boli mnie głowa. Źle spałam Elizabeth szybko skinęła głową. “Usiądź. Zrobię ci herbaty Gwen nie sprzeczała się. Opuściła się na krzesło przy kuchennym stole i oparła czoło na dłoni.

Advertisement
Advertisement

Kilka minut później Elizabeth postawiła przed nią filiżankę herbaty wraz z tostem i łagodnym środkiem przeciwbólowym. “Zjedz coś. Potem weź to Gwen powoli sięgnęła po kubek, wzruszona wysiłkiem. Bez zamieszania, bez dramatyzmu. Po prostu ktoś to zauważył. Poczuła, jak zaciska jej się gardło. “Dziękuję – wyszeptała.

Advertisement

Gdy wróciła do łóżka, Gwen skuliła się pod kocem i zamrugała powstrzymując nagłe łzy. Ciężar dobroci osiadł głęboko w jej piersi. Nie spodziewała się, że ktokolwiek zaopiekuje się nią w ten sposób – zwłaszcza Elizabeth. A jednak, oto ona. Gwen czuła, że prawie na to nie zasługuje.

Advertisement
Advertisement

Leżała, senna, czekając, aż lekarstwo zacznie działać. Światło wpadające przez zasłony było miękkie. W chwili, gdy odpływała, do pokoju weszła Elizabeth, trzymając schludny stos papierów. “Hej, przepraszam – powiedziała. “To są faktury od dostawców – potrzebuję tylko kilku podpisów

Advertisement

Gwen zamrugała, zdezorientowana. “Teraz?” zapytała niskim głosem. “Czy to może poczekać? Elizabeth delikatnie potrząsnęła głową. “Chciałabym, żeby mogło. Ale nabożeństwo jest za trzy dni, a te dokumenty muszą zostać wysłane dzisiaj, by wszystko potwierdzić. To tylko kilka podpisów – już sprawdziłam sumę

Advertisement
Advertisement

Gwen westchnęła i powoli wstała. Ręce miała niepewne, ale wzięła długopis. Elizabeth przerzuciła strony, wskazując miejsca z przyklejonymi zakładkami. “Tylko tutaj… i tutaj… i ten Gwen podpisała każdą z nich. Miała mętlik w głowie i ufała, że Elizabeth wszystko sprawdziła.

Advertisement

Kilka godzin później Gwen obudziła się w całkowicie cichym domu. Zawołała Elizabeth, ale nie otrzymała odpowiedzi. Gwen wstała, wciąż zaspana, i poszła do pokoju gościnnego. Łóżko było puste. Jej walizka zniknęła. Ani śladu.

Advertisement
Advertisement

W kuchni Gwen w końcu znalazła kartkę przyklejoną do lodówki. Pismo Elizabeth było szybkie, jakby pisane w biegu. Znalazłam hotel, w którym mogłabym się zatrzymać – postanowiłam się tam przeprowadzić. To było wszystko. Żadnego pożegnania. Żadnych wyjaśnień. Gwen stała zdezorientowana. Dlaczego miałaby wyjeżdżać w takim pośpiechu?

Advertisement

Gwen stała w kuchni dłużej, niż jej się wydawało, z kartką wciąż w dłoni. Zadzwoniła do Elizabeth dwa razy. Od razu poczta głosowa. Trzeci raz, dla pewności. Ten sam rezultat. Wpatrywała się w lodówkę, serce jej waliło, nie była pewna, co się właśnie stało – albo dlaczego czuła się tak źle.

Advertisement
Advertisement

Zastanawiała się nad wysłaniem SMS-a, ale zawahała się. Co miałaby w ogóle powiedzieć? Nie chciała sprawiać wrażenia potrzebującej. Elizabeth była dorosła. Miała pełne prawo odejść, jeśli chciała. Mimo to, cisza ciążyła Gwen na piersi. Odłożyła telefon i po cichu wróciła do łóżka.

Advertisement

Następnego ranka Gwen obudziła się z pięcioma nieodebranymi połączeniami od prawnika. Jej klatka piersiowa zacisnęła się. Nie traciła czasu na kawę. Zamiast tego natychmiast do niego oddzwoniła, przyciskając słuchawkę do ucha z rosnącym strachem. Coś w niej już wiedziało, że to nie będzie rutynowa rozmowa.

Advertisement
Advertisement

“Cześć Gwen – powiedział. “Próbowałem się z tobą wczoraj skontaktować. Potrzebuję tylko twojego podpisu na dokumentach ubezpieczeniowych, aby wszystko sfinalizować. Reszta transferu jest już gotowa” Gwen zmarszczyła brwi. “Jakiego transferu? – zapytała powoli. Jej głos wydawał się odległy, jakby należał do kogoś innego.

Advertisement

“Elizabeth złożyła dokumenty wczoraj wieczorem – powiedział. “Dom, konta, samochód Alberta – wszystkie aktywa prawne. Podpisałeś wszystko wcześniej w tym tygodniu. Teraz potrzebuję tylko twojego podpisu na formularzu ubezpieczenia na życie” Gwen zamilkła. Słyszała odgłos własnego oddechu.

Advertisement
Advertisement

Nawet się nie pożegnała. Rozłączyła się i upuściła telefon na ladę. Serce jej waliło. Faktury. Karteczki samoprzylepne. Podpisy. Ręce jej się trzęsły, gdy w myślach odtwarzała scenę – Elizabeth stojącą nad nią, spokojną, uspokajającą. Gwen podpisała wszystko. A ona nie przeczytała ani słowa.

Advertisement

Ponownie sięgnęła po telefon i wybrała numer Elizabeth. Poczta głosowa. Znowu. “Elizabeth, zadzwoń do mnie teraz – powiedziała do słuchawki. Głos jej się załamał. Spróbowała jeszcze raz. I jeszcze raz. Potem przyszły SMS-y. Dostałem telefon od prawnika, na pewno to nieporozumienie, prawda? Dlaczego miałbyś to robić?

Advertisement
Advertisement

Brak odpowiedzi. Gwen stała na korytarzu, dom odbijał się echem wokół niej. Całe ciepło minionego tygodnia zgasło w jej pamięci. Każda drobna uprzejmość wyglądała teraz na zainscenizowaną. Była projektem. Zadaniem. Osobą, którą trzeba zarządzać. Gwen poczuła się chora.

Advertisement

Późnym popołudniem weszła do lokalnej kancelarii i poprosiła o spotkanie z prawnikiem – kimś nowym. Opowiedziała mu o wszystkim. O bólu głowy. O smutku. O podpisach. O zaufaniu. Prawnik w milczeniu przejrzał dokumenty, po czym spojrzał na nią łagodnie. “Przykro mi,” powiedział. “Ale podpisałaś je dobrowolnie”

Advertisement
Advertisement

Gwen przełknęła ciężko. “Nawet jeśli nie czułam się dobrze?” Powoli skinął głową. “Byłaś przytomna. A dokumentacja jest szczelna. To byłoby bardzo trudne do cofnięcia, a nawet jeśli spróbujesz, możesz zebrać mnóstwo opłat prawnych, nie odzyskując nawet swoich aktywów Gwen usiadła z powrotem na krześle. Jej ciało było puste. Jej umysł nie przestawał wirować.

Advertisement

Tego wieczoru wróciła do domu i przeszła przez każdy pokój, czując się opuszczona. Chciała płakać, ale czuła się zbyt odrętwiała, by to zrobić. Najpierw straciła męża, a potem została oszukana i oszukana, by stracić ten dom, wszystkie wspomnienia, które razem zbudowali, były druzgocące.

Advertisement
Advertisement

Usiadła na brzegu łóżka, wpatrując się w nic, oszołomiona tym, jak szybko wszystko zostało zabrane. Czuła się głupio, że zaufała Elizabeth i była całkowicie bezradna. Nic nie mogła na to poradzić. W końcu uwolniła się i pozwoliła łzom płynąć. Gwen nie wiedziała jednak, że jej nieszczęście nie potrwa długo.

Advertisement

Rankiem w dniu pogrzebu Gwen ubrała się drżącymi rękami. Włożyła czarną sukienkę, która zawsze podobała się Albertowi. Nałożyła korektor pod oczy i sięgnęła po duże okulary przeciwsłoneczne. Nie chciała dać Elizabeth satysfakcji z oglądania jej załamanej. Nie dzisiaj. Już nie.

Advertisement
Advertisement

W kościele Gwen zachowała spokój. Sala była wypełniona żałobnikami, w tle grała delikatna muzyka organowa. Elizabeth siedziała po drugiej stronie nawy w dopasowanym czarnym płaszczu, z lekko uniesionym podbródkiem. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, uśmiechnęła się nieznacznie, ale na tyle szyderczo, że Gwen zakręciło się w żołądku.

Advertisement

Palce Gwen zwinęły się instynktownie. Chciała przejść przez przejście i zetrzeć ten wyraz twarzy z twarzy Elizabeth. Krzyczeć. Zażądać odpowiedzi. Ale tego nie zrobiła. Nie tutaj. To był ostatni raz, kiedy widziała Alberta. Nie zamierzała pozwolić, by Elizabeth zanieczyściła tak cenne chwile.

Advertisement
Advertisement

Nabożeństwo przebiegało spokojnie. Czytano słowa. Trzymano się za ręce. Kiedy się skończyło, Gwen rozmawiała z przyjacielem rodziny, kiedy dwóch mężczyzn w garniturach podeszło do niej delikatnie. “Przepraszam, czy pani jest panią Dawson?” zapytał jeden z nich. Gwen skinęła głową. “Jesteśmy z banku. Musimy porozmawiać z właścicielem posiadłości”

Advertisement

Zdezorientowana Gwen wskazała na Elizabeth. “Ona teraz zajmuje się posiadłością – powiedziała spokojnym głosem. Mężczyźni podziękowali jej i podeszli do Elizabeth. Gwen odwróciła się z powrotem do czekającego gościa i kontynuowała ciche ukłony i półuśmiechy, starając się nie pozwolić, by jej zmieszanie odwróciło jej uwagę od chwili.

Advertisement
Advertisement

Przytulała drugą kuzynkę Alberta na pożegnanie, kiedy to się stało – ostry, gardłowy krzyk z drugiej strony kościoła. Głowy się odwróciły. Gwen odwróciła się. Elizabeth stała blisko ławek, ściskając dokument. Jej oczy były szeroko otwarte, ręce drżały, a oddech szybki i płytki. Wyglądała, jakby zobaczyła ducha.

Advertisement

Ludzie podbiegli do niej, szmer przetoczył się przez tłum. Gwen podeszła bliżej w samą porę, by usłyszeć wyjaśnienia mężczyzn. Dom był obciążony hipoteką – użyty jako zabezpieczenie ogromnej pożyczki biznesowej, którą zaciągnął Albert. Pół miliona dolarów. Gwen zaparło dech w piersiach. Nawet ona o tym nie wiedziała.

Advertisement
Advertisement

Ludzie z banku wyrazili się jasno: jako jedyna spadkobierczyni majątku Alberta, Elizabeth była teraz odpowiedzialna za całą pożyczkę. Samochód, dom, oszczędności – nie wystarczyłyby na jego pokrycie. Dług należał teraz do niej. Gwen nic nie powiedziała. Nie musiała.

Advertisement

Przez wiele dni Gwen chodziła wydrążona – nawiedzona tym, co straciła. Męża, dom, wspomnienia, które myślała, że będą należeć do niej. Ale w tamtej chwili, patrząc na załamaną Elizabeth, coś się zmieniło. Gwen nie straciła wszystkiego. Nie do końca.

Advertisement
Advertisement

Elizabeth ukradła popiół i myślała, że to złoto. A teraz stała na środku kościoła, rozpadając się na oczach setek ludzi. Gwen nie chciała tego przyznać, ale skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie czuje się usatysfakcjonowana.

Advertisement

Elizabeth stała nieruchomo, z rozchylonymi ustami i wzrokiem błądzącym między mężczyznami a gazetą. Wyglądała na bladą i zdezorientowaną. Gwen przyglądała się jej przez dłuższą chwilę, po czym odwróciła wzrok. Wyszła na zewnątrz, minęła gości i wyszła na świeże powietrze. Niebo się rozpogodziło. Wiatr delikatnie muskał jej skórę.

Advertisement
Advertisement

Odchyliła głowę do tyłu, spoglądając na bladoniebieskie niebo. “Dziękuję – wyszeptała pod nosem. Nie wiedziała, czy Albert to zaplanował. Ale jakaś część niej wierzyła, że zostawił jej tę ostatnią tarczę. Jej godność. Ucieczkę.

Advertisement