Drapanie pojawiło się tuż przed świtem. Brzmiało słabo, miarowo, niemal grzecznie. Catherine otworzyła oczy. Leżała nieruchomo, nasłuchując. Tutaj, na skraju lasu, cisza miała swoją wagę, a kiedy się przerywała, oznaczało to, że coś jest blisko.
Dźwięk powtórzył się, powolne uderzenie o szybę, jakby pazury śledziły zarys okna. Usiadła, każdy nerw w niej płonął, jej oddech był płytki w zimnym powietrzu. Na chwilę hałas ustał. Potem z zewnątrz dobiegł niski, gardłowy krzyk.
Catherine przeszła przez pokój, każdy krok stawiając z rozwagą, a puls bębnił jej w uszach. Odsunęła zasłonę na tyle, by widzieć i zamarła. Na werandzie, na wpół ukryte w błękitnym świetle, coś ją obserwowało. Jego oczy świeciły bursztynowo, nie mrugając. Czekało.
Catherine Morrison budziła się przed świtem, jak to często robiła, nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że sen stał się gościem, na którym nie mogła polegać. Noce były teraz długie. Zbyt ciche, zbyt zamyślone.

Leżała przez chwilę, wsłuchując się w cichy szum wentylatora sufitowego i sporadyczne skrzypienie drewnianych ścian. Nie była to cisza, jaką znała, spokój przed burzą czy pauza przed krzykiem zwierzęcia.
Ta cisza była ciężka. Wynikała z bycia niepotrzebną. Przez prawie trzy dekady Catherine pracowała ze zwierzętami; w sanktuariach, ośrodkach ratunkowych, podczas transportu w celu relokacji i w klinikach polowych. Jej życie było pełne hałasu, ruchu i pośpiechu.

Zawsze było coś do zrobienia, ktoś do naprawienia. Teraz była tylko rutyna: czajnik, notatnik, ogród. Wypełniała swoje dni małymi celami, by nadrobić stratę tych wielkich.
Jej dom stał na skraju małej osady, która zbytnio zbliżyła się do rezerwatu. Cienki rząd domów przeznaczony dla ludzi, którym podobała się idea “życia blisko natury”, ale nie rzeczywistość. Większość jej sąsiadów to emeryci, rodziny lub pracownicy miejscy, którzy dojeżdżali do miasta.

Cieszyli się widokami, narzekali na małpy i wzywali kontrolę zwierząt za każdym razem, gdy wąż przechodził przez ich podjazd. Catherine nie pasowała do nich, nie do końca. Dla nich była “panią od zwierząt”, tą, która nie wzdrygnęła się, gdy jaszczurka monitorująca zawędrowała do ogrodu lub gdy szakal został zauważony w pobliżu pojemników na śmieci.
Przychodzili do niej po pomoc. Czasami był to uwięziony ptak, kulejący przybłęda, pies, który nie przestawał szczekać na ogrodzenie. Zawsze pomagała. Potem grzecznie jej dziękowali i wracali do swojego pełnego życia. Catherine została z tyłu z ciszą. Tego ranka właśnie sięgała po czajnik, gdy zatrzymał ją jakiś dźwięk.

Było to delikatne drapanie o szklane drzwi prowadzące na werandę. Zmarszczyła brwi i czekała. Znowu to było. Przeszła przez kuchnię, stawiając bose stopy na kafelkach i odsunęła zasłonę. Na ganku siedziało młode lamparta.
Przez chwilę wpatrywała się w nie. Małe stworzenie było chude, z widocznymi żebrami. Jego oczy były szerokie, ale wyraźne, obserwujące ją przez szybę. Jego widok sprawił, że coś głęboko w jej piersi drgnęło, znajomy ból, który myślała, że zostawiła za sobą.

Jej pierwszą myślą było to, że jest chory lub ranny. Drugą, że w ogóle nie powinno go tu być. Takie młode nigdy nie oddalało się od matki. Sięgnęła po telefon i zadzwoniła na posterunek strażników. “Dzień dobry – powiedział młody, rozkojarzony głos. “Powiedziałaś, że młode lamparta?”
“Tak. Samo. Siedzi na mojej werandzie – powiedziała Catherine. “To nietypowe. Może być rozdzielone. Wyślemy kogoś, żeby się temu przyjrzał” Głos odpowiedział. “Kiedy?” zapytała. “Może to być później. Mamy sytuację przy wschodnim ogrodzeniu”

Oczy Catherine wróciły do okna. Młode przesunęło się w cień, dysząc lekko. “Później – powtórzyła bez ogródek. “Tak, proszę pani Linia zamilkła. Do południa nikt nie przyszedł. Młode wciąż tam było, teraz mniejsze w ostrym świetle.
Catherine zawisła przy zlewie ze złożonymi rękami, powtarzając sobie, by się nie wtrącała. Wiedziała, jak to działa. Nakarm dzikie zwierzę raz, a zapamięta. Nakarm je dwa razy, a się nauczy. Uzależnienie następowało szybko, a uzależnienie było wyrokiem śmierci.

Gdyby młode nauczyło się postrzegać ludzi jako bezpieczne, znów zawędrowałoby zbyt blisko osady. Ktoś wpadłby w panikę. Ktoś wezwałby strażników. A wtedy nie byłoby ratunku, nie byłoby relokacji. Tylko raport, strzał i problem po cichu usunięty z mapy.
Wiedziała o tym wszystkim, rozumiała to lepiej niż większość. Pomaganie tylko pogorszyłoby sprawę. Jeśli dzikie zwierzę zaczęło kojarzyć ludzi z bezpieczeństwem lub jedzeniem, nigdy już nie mogło zostać wypuszczone na wolność. Zależność była wyrokiem śmierci w przebraniu.

A jednak, gdy młode osunęło się do przodu pod ciężarem południowego upału, instynkt wziął górę nad rozsądkiem. Catherine napełniła płytką miskę z kranu i przykucnęła przy drzwiach. Wysunęła ją na zewnątrz przez wąską szczelinę i zamarła.
Młode obwąchało powietrze, zawahało się, po czym podreptało do przodu na drżących nogach. Piło szybko i niechlujnie, woda spływała mu po pysku. Kiedy skończyło, spojrzało w górę, oczy błyszczały złotem w słońcu i w tej kruchej ciszy między nimi, Catherine zapomniała o wszystkich zasadach, których kiedykolwiek uczyła.

“Nie powinno cię tu być – wyszeptała Catherine. Mimo to nie zamknęła drzwi. Catherine kucała przy otwartych drzwiach dłużej niż powinna, a ciepłe powietrze przesycone było zapachem kurzu i suchej trawy.
Młode zlizywało ostatnie krople wody z miski, a jego mały język delikatnie ocierał się o metal. Kiedy znów spojrzało w górę, jej serce poderwało się w dwóch kierunkach jednocześnie. Rozsądek i instynkt toczyły cichą wojnę. Cofnęła się, ostrożnie zamknęła drzwi i od razu podeszła do telefonu.

Przed południem przyjechali strażnicy w swoim wysłużonym pickupie, z zielono-białym logo ledwo widocznym pod warstwami czerwonego kurzu. Dwóch mężczyzn. Obaj młodzi, spaleni słońcem, spokojni w sposób wynikający z doświadczenia, wysiedli i przywitali ją skinieniem głowy. “Dzień dobry pani – powiedział jeden z nich. “Otrzymaliśmy zgłoszenie o zabłąkanym młodym?
Catherine wskazała na ganek. Zwierzę wciąż tam było, skulone pod ścianą w cieniu. Jego boki unosiły się i opadały w powolnych, płytkich oddechach. “Nie dotknęłaś go? – zapytał strażnik. “Dałam mu wody – przyznała. “Był odwodniony

Strażnik przykucnął obok młodego, przyglądając mu się wyćwiczonym wzrokiem. “Prawdopodobnie je uratowałaś. W tym miesiącu mieliśmy kilka przypadków sierot. To może być jedno z nich, które zabłąkało się zbyt daleko od rezerwatu Catherine westchnęła: – Czy przeżyje?
“Trudno powiedzieć. Zależy jak długo był bez matki Strażnik delikatnie podniósł młode do nosidełka, jego małe ciało było wiotkie, ale oddychało miarowo. “Zabierzemy go do centrum rehabilitacji. Będą wiedzieli, co robić

Catherine patrzyła, jak odjeżdżają, kurz unosił się za ciężarówką, aż pochłonął drogę. Dopiero gdy dźwięk ucichł, zdała sobie sprawę, jak cichy stał się jej dom. Reszta popołudnia minęła na rozpraszaniu się. Dwa razy posprzątała kuchnię, zrobiła herbatę, której zapomniała wypić, usiadła przy oknie z otwartym notatnikiem, ale nic nie napisała.
Każdy ruch wiatru na zewnątrz przyciągał jej uwagę z powrotem na werandę. Wieczorem poczucie winy osiadło w jej kościach. Wmawiała sobie, że zrobiła wszystko dobrze, zgłosiła incydent, postępowała zgodnie z procedurą. Ale czuła się jak zdradzona. Kolacja pozostała nietknięta.

Las za jej oknem mienił się ciepłymi błyskawicami, takimi, które błyskały bez grzmotów. Nalała sobie mały kieliszek wina, ale to nie pomogło. Wciąż myślała o oczach młodego, nie dzikich, nie ufnych, ale czymś pomiędzy. Kiedy w końcu położyła się spać, zostawiła okno otwarte na oścież.
Las szeptał przez parawan: świerszcze, żaby, słaby szelest czegoś małego w zaroślach. Była prawie północ, gdy obudził ją dźwięk. Miękkie skrobanie, jak pazury przeciągające po drewnie. Początkowo myślała, że to część snu, na wpół zapamiętany hałas.

Ale nadszedł ponownie, celowo i cierpliwie, jak coś testującego krawędź samego domu. Catherine wstrzymała oddech. Pokój był osrebrzony światłem księżyca sączącym się przez zasłony, a jej stary zegar tykał słabo na nocnej szafce. Czuła puls w dłoniach. Po chwili rozległ się kolejny dźwięk. Niski wydech, słabe szuranie po schodach.
Podniosła się cicho, deski podłogowe były chłodne pod jej bosymi stopami i przeszła przez wąski korytarz. Powietrze pachniało deszczem, ziemią i czymś jeszcze, czego nie potrafiła nazwać. Zwierzęce piżmo, słabe, ale niewątpliwe. Kiedy dotarła do okna w salonie, złapał ją oddech. Młode wróciło.

Siedziało na skraju werandy, otoczone miękkim, bezbarwnym światłem księżyca. Jego głowa była lekko przechylona, jakby nasłuchiwał. Małe ciałko wyglądało teraz na jeszcze szczuplejsze, żebra podnosiły się z każdym oddechem. Przez dłuższą chwilę Catherine po prostu się wpatrywała. Jej umysł miotał się między niedowierzaniem a strachem.
W jakiś sposób przedostało się z powrotem; przez ogrodzenia, przez patrole, przez kilometry otwartego terenu i lasu. Podeszła bliżej, niemal mimowolnie, aż jej odbicie dotknęło szyby. “Jak… – wyszeptała. Młode zamrugało, nadstawiając uszu na dźwięk jej głosu. Potem, bez ostrzeżenia, odwróciło się gwałtownie w stronę drzew.

Las za nim zdawał się zmieniać. Słaby szelest, cięższy niż wiatr. Liście poruszały się w powolnym falowaniu. Skóra Catherine zaczęła szczypać. To nie było małe zwierzę. Jej instynkty wzięły górę. Cofnęła się od okna, serce jej waliło. Matka, pomyślała. To musi być matka.
Każda racjonalna myśl podpowiadała jej to samo: jeśli dorosły lampart podążał tu za swoim młodym, stała w złym miejscu. Zgasiła lampę, ciemność pochłonęła jej odbicie i z cichą precyzją zamknęła drzwi. Przyglądała się temu z okna.

Postawa młodego zmieniła się, teraz był niski i czujny. Wpatrywało się w drzewa, z mięśniami napiętymi jak drut. Z lasu dobiegł pojedynczy dźwięk, sucha gałąź trzaskająca pod ciężarem. Potem, powoli, młode ponownie odwróciło głowę w jej stronę. Jego spojrzenie było niepewne, niemal błagalne.
Potem ruszyło, nie w stronę lasu, nie w jej stronę, ale w bok, ześlizgując się z ganku w trawę. W ciągu kilku sekund zniknął w ciemności. Catherine pozostała tam, gdzie była, zamrożona między strachem a ciekawością, dopóki las znów nie ucichł.

Czekała na kolejny dźwięk, warczenie, odgłos kroków, cokolwiek, ale noc oferowała jedynie jednostajny rytm świerszczy. Kiedy w końcu wydychała powietrze, było ono chwiejne i nierówne. Przycisnęła dłoń do szyby, chłodnej i drżącej pod opuszkami palców. Młode wróciło. I coś jeszcze tam było.
Nie zasnęła ponownie. Siedziała w fotelu aż do świtu, z kubkiem zimnej herbaty wciąż obok siebie, obserwując, jak las zmienia się z czarnego w szary i zielony. Każdy cień zmieniał się w coś nieszkodliwego, aż żaden z nich nie wydawał się już nieszkodliwy.

Kiedy pierwsze światło rozlało się po ganku, wstała i sprawdziła schody. Żadnych odcisków łap, żadnych połamanych desek, nic, co świadczyłoby o tym, że młode lub cokolwiek innego tam było. Cisza drwiła z niej. Przed siódmą zrezygnowała z udawania, że może odpuścić. Podniosła słuchawkę, przesuwając kciukiem po numerze posterunku.
Co miałaby powiedzieć? Że młode wróciło dwa razy? Że słyszała coś dużego poruszającego się w zaroślach, coś, co sprawiło, że zmroziło jej krew w żyłach? Prawie się rozłączyła, zanim połączenie zostało nawiązane. “Wildlife Services, dzień dobry”

“Cześć, tu Catherine Morrison z południowego krańca drogi rezerwatu – powiedziała, ściskając telefon trochę zbyt mocno. “Młode, które wczoraj odebrałaś… wróciło wczoraj wieczorem Nastąpiła przerwa, po czym niski głos odpowiedział: “To niemożliwe, proszę pani. Wciąż go mamy. Jest w centrum rehabilitacji, je i odpoczywa. Jesteś pewna, że widziałaś innego?”
Catherine zmarszczyła brwi. “Jestem pewna. Te same oznaczenia, ten sam rozmiar. Znów był tuż przy moim ganku “W takim razie jest jeszcze jeden – powiedział po chwili strażnik. “Może pochodzić z tego samego miotu. Będziemy mieć oko, zbierzemy zespół na rotację w pobliżu twojego odcinka ogrodzenia” Przed południem ta sama zielona ciężarówka zajechała na jej drogę.

Catherine spotkała się z nimi przy bramie, jej szlafrok był obcisły, a kawa stała nietknięta na poręczy ganku. Starszy strażnik wyszedł na zewnątrz, mrużąc oczy na linii drzew. “Jeszcze nic nie znaleźliśmy, ale będziemy sprawdzać pułapki i nasilać patrole. Jeśli tam jest, wkrótce go zlokalizujemy Młodszy dodał: “W międzyczasie staraj się nie zostawiać jedzenia ani wody”
“Nawet zapach mięsa może sprawić, że wrócą Catherine skinęła głową, choć jej wzrok powędrował w stronę ogrodzenia, do skrawka ziemi, gdzie ostatnio widziała młode. “Wydawało się… zagubione – mruknęła. “W tym rzecz – powiedział starszy strażnik, spoglądając w stronę domów przy drodze.

“Mieliśmy już kilka zgłoszeń. Ludzie się denerwują. Zwierzęta na skraju, dzieci trzymane w domu. Boją się, że młode coś skrzywdzi lub przyciągnie coś większego Catherine zmarszczyła brwi. “Myślisz, że jest niebezpieczne?
Strażnik zawahał się. “Jeszcze nie. Ale jeśli będzie wracać do zaludnionych obszarów, departament może zacząć postrzegać je jako zagrożenie dla bezpieczeństwa. Wiesz jak to jest. Gdy zwierzę zostanie uznane za przyzwyczajone…” Przerwał, obserwując jej twarz.

Catherine dokończyła za niego, jej głos ledwo przekraczał szept. “Uśpili je.” “Tylko jeśli nie ma innego wyjścia – powiedział szybko młodszy strażnik. “Nikt tego nie chce. Ale to lepsze niż czekanie, aż komuś stanie się krzywda
Kiedy ciężarówka w końcu odjechała, a jej opony trzeszczały na polnej drodze, cisza, która po tym nastąpiła, była cięższa niż wcześniej. Coś gęstego i czujnego. Catherine pozostała na werandzie, jej oczy utkwiły w linii, gdzie jej podwórko przechodziło w drzewa.

Jeśli to naprawdę było rodzeństwo, może to wyjaśniało wszystko. Młode nie wracało do niej; szukało swojej rodziny. Dźwięk, który słyszała w ciemności, może był wołaniem matki lub drugiego młodego. Ta myśl nie dawała jej spokoju.
Założyła buty, chwyciła latarkę i weszła w poranną mgłę. Las był chłodny, wilgotny i niesamowicie spokojny. Żadnego wiatru, żadnego śpiewu ptaków. Tylko jej własne kroki. Jeśli było tu inne młode, może było ranne, może uwięzione.

Powiedziała sobie, że będzie szukać tylko przez chwilę. Wystarczająco długo, by później wiedzieć, gdzie skierować strażników. Kiedy jednak przykucnęła w pobliżu linii drzew, badając glebę w miejscu, gdzie zarośla stawały się gęstsze, zaparło jej dech w piersiach. To nie były odciski łap. Były ludzkie.
Catherine zamarła, unosząc dłoń tuż nad odciskami. Były głębokie i niedawne. Gleba wciąż była miękka na krawędziach. Ktokolwiek je zrobił, nie był daleko. Przeskanowała drzewa, poranne światło przecinało liście wąskimi pasmami. Nic się nie poruszyło. Nie było żadnego dźwięku poza niskim sykiem wiatru szorującego po gałęziach.

Mimo to podążyła za tropem. Ślady wiły się między kępami akacji i ciernistych krzewów, kierując się w stronę gęstszej części lasu, gdzie powietrze stawało się chłodne i przyćmione. Co kilka kroków zatrzymywała się, nasłuchując, spodziewając się usłyszeć świergot ptaka lub trzask gałęzi, ale cisza pozostawała ciężka, nienaturalna.
Sto razy powtarzała sobie, by zawrócić. Zawołać strażników, zostawić to komuś uzbrojonemu i wyszkolonemu. Ale szerokie oczy młodego wciąż migały w jej umyśle, a myśl o tym, że potyka się samotnie w lesie, pchała ją naprzód. Zadzwoni, gdy będzie wiedziała, na co patrzy, powiedziała sobie. Tylko szybkie spojrzenie, wystarczające, by zrozumieć.

Potem to zgłosi. Odciski pogłębiły się, gdy teren pochylił się w dół, a ziemia stała się ciemniejsza i mokra. Potarła dłonią jeden z odcisków. Ktokolwiek tu był, odszedł w ciągu kilku godzin. Powietrze stało się chłodniejsze, niosąc ze sobą słaby metaliczny posmak. Potem pojawił się zapach: dymu i oleju.
Jej serce zaczęło bić szybciej. Coś przełamało monotonię zieleni, błysk płótna, stłumiony błysk metalu. Przykucnęła nisko, przechodząc między pniami, aż jej oczom ukazała się polana.

Mały obóz. Prymitywny, ale niedawno zbudowany. Namiot na wpół zawalony obok dogasającego ogniska. Kawałek liny. Latarnia zwisała z gałęzi, wciąż się kołysząc. Podeszła bliżej, oddychając płytko, aż szczegóły nabrały ostrości. Klatka.
Stała na wpół ukryta pod siatką maskującą, prymitywnie zespawana z metalowych prętów, z drzwiczkami zabezpieczonymi grubą kłódką. W środku, rozłożony na boku, leżał lampart. Jego sierść, niegdyś złota, była wyblakła od kurzu i zaschniętego błota. Powolne unoszenie się i opadanie jego żeber mówiło jej, że jest żywy, ale słaby.

Catherine zaschło w gardle. Młode nie wędrowało. Wracało, bo nie mogło znaleźć tego. Jeszcze raz przeskanowała polanę. W namiocie nie było śladu ruchu. Pojedyncze krzesło leżało przewrócone, a na nim leżała kurtka. Ktokolwiek tu był, mógł wrócić w każdej chwili.
Puls walił jej w uszach. Mogła teraz zadzwonić po strażników, ale do czasu ich przybycia kłusownicy mogli już zniknąć, podobnie jak lampart. Ruszyła w stronę klatki, jej kroki były powolne i rozważne. W powietrzu unosił się zapach rdzy. Oczy lamparta otworzyły się, napotykając jej spojrzenie przez kraty.

“Wyciągnę cię – wyszeptała drżącym głosem. Upadła na kolana, szukając zamka. Zamek był gruby, ale stary, przeznaczony bardziej do zastraszania niż zabezpieczania. Jej palce musnęły zimny metal. Gdyby tylko mogła go otworzyć, na tyle, by drzwi mogły się uchylić.
Dźwięk rozdzielił ciszę. Kroki. Za nią. Catherine zamarła. Dźwięk powtórzył się, bardziej celowy, ciężki i zbyt bliski. Odwróciła się powoli. Mężczyzna wyszedł zza namiotu, jego twarz była w połowie zakryta wyblakłym szalem, reszta była zacieniona przez słabe światło. Jego oczy natychmiast ją odnalazły. Ostre, wyrachowane.

“A więc to ty – powiedział niskim, równym głosem. “Kobieta z żółtego domu Jej serce stanęło. “Co? Przechylił lekko głowę, przyglądając się jej. “Myślałaś, że tego nie zauważę? Zostawiałaś tam resztki dla młodego, wzywałaś strażników za każdym razem, gdy wracał. Ułatwiłaś jego znalezienie
Catherine przyspieszył puls. “Obserwowałeś mój dom? Wzruszył ramionami, a gest ten był jednocześnie swobodny i chłodny. “Musiałem. Ta kostka jest więcej warta żywa niż martwa, ale ciągle wracała do ciebie. To przez ciebie marnowałem tu noce Żołądek jej się skręcił. “Uwięziłeś jego matkę

“Ona jest ubezpieczeniem – powiedział bez ogródek. “Ty, z drugiej strony, jesteś komplikacją Lampart poruszył się w klatce, a z jego gardła wydobył się głęboki pomruk. Dźwięk ten sprawił, że wyraz twarzy mężczyzny zaostrzył się. “Spokojnie – mruknął, zerkając w stronę krat. “Nigdzie nie pójdziesz
Palce Catherine musnęły zimny metal zamka. Jej umysł krzyczał, by uciekać, ale ciało nie chciało się ruszyć. “Powinnaś udać się do domu, pani – powiedział, podchodząc bliżej i zniżając głos do niemal konwersacyjnego. “Zapomnij o tym i nikomu nie stanie się krzywda

Lampart warknął ponownie, tym razem głośniej, jego oczy rozszerzyły się i utkwiły w Catherine, a może w mężczyźnie stojącym za nią. Odwrócił się lekko, rozproszony tylko na sekundę. To wystarczyło. Catherine pociągnęła za kłódkę. Metal jęknął, po czym kliknął. Drzwi klatki zadrżały, wychylając się na zewnątrz.
Pomiędzy nimi eksplodowała plama ruchu, lampart wyskoczył na wolność, lądując twardo i machając ogonem. Mężczyzna potknął się, krzycząc w szoku. Catherine pobiegła dalej. Gałęzie chłostały jej ramiona, a oddech stawał się szybki i płytki. Za nią rozległy się odgłosy chaosu: krzyk, trzask, warczenie, które zdawało się wstrząsać ziemią. Potem kolejny dźwięk przybliżył się.

Zerknęła przez ramię. Lampart podążał za nią. Przedarł się przez zarośla jak żywy ogień, z szeroko otwartymi oczami, mięśniami falującymi z zamieszania i wściekłości. Jego uszy były płaskie, ogon trzepotał, pierwotny język stworzenia, które nie wiedziało już, komu ufać.
Catherine zamknęła oczy. Nie krzyczała. Wyszeptała tylko: “Proszę” Nowy dźwięk rozdarł powietrze, ostry, rozpaczliwy krzyk. Młode. Wybiegło spomiędzy drzew, małe, ale nieustraszone, ustawiając się między Catherine a dorosłym lampartem.

Jego maleńkie ciało drżało, ale dźwięk, jaki wydało, był przenikliwym, wysokim warknięciem, które niosło w sobie tyle buntu, że zamroziłoby świat. Większy lampart zawahał się. Odwrócił lekko głowę, a w jego spojrzeniu pojawiło się rozpoznanie. Warknięcie zamieniło się w zdezorientowany pomruk.
Catherine stała nieruchomo, ledwo oddychając. Młode zaćwierkało ponownie, tym razem ciszej, tym samym żałosnym dźwiękiem, który słyszała pod swoimi drzwiami. Matka odpowiedziała niskim, gardłowym dźwiękiem, który był na wpół ostrzeżeniem, na wpół ulgą.

Powoli, niemożliwie, napięcie pękło. Matka opuściła głowę, obwąchując młode, delikatnie przyciskając nos do jego futra. Catherine przełknęła ciężko, obserwując, jak dociera do niej świadomość. Młode wcale się nie zgubiło. Próbowało ją znaleźć.
Lampart odwrócił się do Catherine po raz ostatni, jego oczy błyszczały w przefiltrowanym świetle. Następnie, z młodym przyciśniętym do jej boku, wślizgnęła się do lasu i zniknęła. Przez długi czas Catherine się nie ruszała. Dopiero gdy powróciły dźwięki lasu: ptaki, wiatr, słaby szum wody, zdała sobie sprawę, że wciąż żyje.

Do czasu, gdy Catherine znalazła drogę powrotną do domu, słońce przebijało się przez drzewa, cienkie pomarańczowe światło, które sprawiało, że wszystko wyglądało nierealnie. Miała podrapane ręce i podartą koszulę. Każdy dźwięk sprawiał, że się wzdrygała.
Zadzwoniła do strażników, gdy tylko dotarła na werandę. Jej głos zadrżał tylko raz. Przyjechali w ciągu godziny, dwie ciężarówki, czterech mężczyzn, trzeszczące radia. Catherine stanęła w drzwiach, gdy rozeszli się w kierunku lasu, opowiadając, co widziała: klatkę, obóz, lamparta, mężczyznę.

Strażnicy wymienili zaniepokojone spojrzenia. “Przez jakiś czas mieliśmy doniesienia o kłusownikach w pobliżu południowego ogrodzenia – powiedział jeden z nich. “Wygląda na to, że weszłaś prosto do jednego z ich obozów Catherine ścisnął się żołądek. “Znaleźliście ich?”
“Jeszcze nie – odpowiedział główny strażnik. “Ale teren został oczyszczony. Ktokolwiek tam był, uciekł, gdy tylko się zbliżyliśmy Jego spojrzenie przeniosło się na nią, spokojne, ale nie niemiłe. “Miała pani szczęście, panno Morrison. To, co pani zrobiła, było niebezpieczne. Następnym razem, proszę, zadzwoń do nas, zanim zaczniesz badać coś takiego”

“Myślałam, że to zrobiłam – powiedziała cicho. Westchnął, pocierając kark. “Później, tak. Ale nigdy nie powinnaś była zbliżać się do tej pułapki. Ten lampart mógł się na ciebie rzucić, a ci ludzie mogli zrobić coś gorszego Catherine nic nie powiedziała. Jej ręce lekko drżały, gdy krzyżowała ramiona.
Ton strażnika złagodniał. “Mimo to, prawdopodobnie go uratowałaś. Gdybyś nie zadzwoniła wtedy, gdy to zrobiłaś, moglibyśmy być za późno Zawahała się, zanim zapytała: – A co z pierwszym młodym? Tym, które przygarnąłeś wcześniej?

“Nadal jest w ośrodku rehabilitacyjnym – powiedział strażnik. “Dobrze sobie radzi. Gdy będzie wystarczająco silny, wypuścimy go na ten sam obszar. Jeśli matka pozostanie w pobliżu, powinny odnaleźć się w naturalny sposób Catherine powoli skinęła głową. “A ten, którego widziałam zeszłej nocy?
“Nie zauważyliśmy go ponownie – powiedział. “Ale nasze patrole obserwują wzgórza. Matka jest wystarczająco silna, by się nim opiekować, a to dobry znak. Jeśli żyje i porusza się, reszta ułoży się sama

Catherine odetchnęła powoli. “Dobrze – szepnęła. “To dobrze Strażnik uchylił kapelusza. “Postaraj się nie robić z tego nawyku, panno Morrison. Następnym razem ratowanie zostaw nam” Kiedy wyszli, cisza, która nastała, była jeszcze głębsza niż wcześniej. Tego wieczoru Catherine siedziała na werandzie, gdy nad osadą zapadał zmierzch.
Las rozciągał się przed nią, rozległy i ciemny, wypełniony niewidzialnym życiem. Gdzieś za tymi drzewami matka i jej młode znów były wolne, żyły, bo ona się nie odwróciła. Patrzyła, aż na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Po raz pierwszy od lat cisza wokół niej nie wydawała się samotna. Czuła się jak w pokoju.
