Advertisement

Noemi po raz pierwszy wzięła tę postać za wałęsającego się husky’ego, ale gdy wynurzył się z fal, zobaczyła prawdę: zbyt szerokie ramiona, zbyt długi pysk, kły obnażone w bezwysiłkowej złośliwości. Dziki wilk – łowca z najwyższej półki, który potrafił biec szybciej niż ona krzyczeć – przemierzał ten sam spokojny brzeg, który wybrała dla bezpieczeństwa.

Jego stopione żółte spojrzenie unieruchomiło ją w miejscu, a każdy fakt, o którym kiedykolwiek czytała, powrócił: wilki wyczuwają strach, ich ugryzienie miażdży kości, ich wytrzymałość przewyższa uciekającą ofiarę o wiele kilometrów. Pusta plaża wydawała się teraz wąską klatką, a odległe domki śmiesznie daleko.

Łapy zwierzęcia rozłożyły się jak czarne gwiazdy na mokrym piasku, zamykając lukę z bezdźwięczną pewnością siebie. Żadnego warczenia, żadnego ostrzeżenia – tylko śmiertelna ciekawość. Tętno Noemi waliło tak głośno, że obawiała się, iż może to wywołać atak. Zmusiła swoje płuca do utrzymania równowagi, świadoma, że jedno drgnięcie może rozpalić w bestii przed nią instynkt przetrwania.

Noemi zawsze była stabilną osobą w swojej rodzinie – osobą, która płaciła rachunki na czas, utrzymywała schludne mieszkanie i pięła się po szczeblach kariery w małej firmie reklamowej, ponieważ klienci ufali jej spokojnemu głosowi i jasnym pomysłom.

Advertisement
Advertisement

Uwielbiała tworzyć kampanie, które zmieniały nudne produkty w historie, na których ludziom zależało. Praca była czymś więcej niż tylko wypłatą; była dowodem na to, że może zbudować coś na własną rękę. Ta pewność pękła, gdy zaczęła spotykać się z Markiem.

Advertisement

Na początku był czarujący – przynosił kawę do jej biurka, pisał słodkie notatki między spotkaniami. Wkrótce jednak jego uwaga stała się coraz bardziej natarczywa. Dzwonił podczas rozmów z klientami, nalegał, by spędzała przerwy na lunch, udowadniając, że za nim tęskni, i złościł się, gdy pracowała do późna nad projektami.

Advertisement
Advertisement

Noemi starała się zachować granice, ale poczucie winy stało się rutyną. Wychodziła wcześniej, by uspokoić jego nastroje, pomijała sesje burzy mózgów, by odpowiadać na jego ciągłe wiadomości, a niedotrzymane terminy pokrywała nocnymi wybuchami kofeiny i paniki. Współpracownicy to zauważyli. Tak samo jak jej szef, który dwukrotnie ostrzegł ją, że zespół potrzebuje niezawodności, a nie wymówek o “nagłych wypadkach osobistych”

Advertisement

Ostateczność nadeszła podczas prezentacji dużego konta. Mark pojawił się niezapowiedziany, wściekły z powodu SMS-a, którego jego zdaniem zignorowała. Scena, którą wywołał na korytarzu, dotarła do uszu klienta i klient odszedł.

Advertisement
Advertisement

Szef Noemi nie miał wyboru: firma nie mogła ryzykować kolejnego załamania. Została zwolniona tego samego popołudnia, z kopertą odprawy i niezręcznym uściskiem dłoni “powodzenia”. Dni zamazywały się. Mark przepraszał, obwiniał stres, obiecywał zmiany.

Advertisement

Dostrzegła ten schemat i w końcu z nim skończyła. Rozstanie było głośne, okrutne i publiczne – sąsiedzi słyszeli krzyki. Kiedy drzwi zatrzasnęły się za nim po raz ostatni, jej mieszkanie wydało się zarówno większe, jak i przerażająco puste.

Advertisement
Advertisement

Noemi wpatrywała się w swoje malejące konto oszczędnościowe. Miała je przeznaczyć na przyszły dom, ale w tej chwili przyszły dom wydawał się abstrakcyjny. Potrzebowała powietrza. Zarezerwowała tani domek na wybrzeżu, spakowała ubrania na tydzień i pojechała na południe z jednym planem: siedzieć nad morzem, aż hałas w jej głowie ucichnie.

Advertisement

Jazda na południe wydawała się dłuższa niż obiecywała mapa, ale późnym popołudniem dotarła do domku – przysadzistego, zniszczonego przez pogodę pudełka z łuszczącą się niebieską farbą i dachem połatanym miejscami niedopasowanymi gontami. Nie była ładna, ale ocean znajdował się w odległości krótkiego spaceru i to wystarczyło.

Advertisement
Advertisement

W środku pachniało solą i starym drewnem. Wytarta kanapa stała naprzeciwko małego okna, które otaczało pas szarej wody. W kuchni znajdował się wyszczerbiony czajnik, na wpół działająca lodówka i niewiele więcej. Noemi rzuciła torbę na podłogę, otworzyła tylne drzwi i pozwoliła, by morskie powietrze wdarło się do każdego pomieszczenia.

Advertisement

Nie zawracała sobie głowy rozpakowywaniem się. Zamiast tego założyła znoszoną bluzę, poszła wąską piaszczystą ścieżką za domkiem i przekroczyła linię wydm porośniętych delikatną trawą. Gdy tylko zobaczyła otwartą linię brzegową, napięcie zeszło z jej ramion.

Advertisement
Advertisement

Noemi siedziała samotnie na opustoszałej plaży, przyciśnięta plecami do wystającej skały z zimnego granitu. Przypływ oddychał miarowo, myjąc spienione palce na piasku w niekończących się powtórzeniach, odbijając echem jej myśli. Związek się rozpadł, praca zniknęła, a cisza pochłonęła wszystko, co znajome.

Advertisement

Oparła się plecami o granit, pozwalając słońcu ogrzać jej twarz, a miarowy szum fal uspokoił jej puls. Woda pachniała czystością, wiatr przeczesywał jej włosy solą i po raz pierwszy od tygodni poczuła, że jej płuca wypełniają się bez zadyszki.

Advertisement
Advertisement

Po chwili podniosła się i przeszła wzdłuż brzegu, zanurzając palce w chłodnej pianie. Zatrzymała się, by włożyć do kieszeni gładki kawałek morskiego szkła, zaśmiała się, gdy nieśmiały krab uciekł z jej cienia i pozwoliła zimnej wodzie znieczulić ból w łydkach.

Advertisement

“To jest dokładnie to, czego potrzebowałam”, pomyślała, tuląc się do iskry pełnego nadziei spokoju. Noemi stała po kostki w wodzie, rozkoszując się tym, jak zimna piana otumania jej zmęczone stopy. Ostatnie pół godziny spędziła spacerując po zakolu zatoki, zbierając gładkie kamienie i pozwalając wiatrowi rozplątać węzły w jej myślach.

Advertisement
Advertisement

Scena wydawała się niemal zainscenizowana dla wygody: miękkie wieczorne światło, sól w powietrzu, głęboki szum fal, który sprawiał, że hałas miasta wydawał się niemożliwy. Zamknęła oczy i powiedziała sobie, że choć raz wszystko jest dokładnie tak, jak powinno.

Advertisement

Kiedy otworzyła je ponownie, coś przełamało horyzont – ciemna głowa, a potem ramiona wypychające się z wody. Przez chwilę serce jej podskoczyło, ale uspokoiła się, szybko zgadując.

Advertisement
Advertisement

Prawdopodobnie husky, pomyślała. Gęste futro, postawione uszy, a nawet sposób, w jaki zwierzę strząsało wodę z sierści, przypominały jej psa zaprzęgowego, którego widziała kiedyś na zimowym festiwalu. Husky lubiły się włóczyć, a wczasowicze czasami puszczali swoje zwierzęta luzem w pobliżu brzegu.

Advertisement

Mimo to wyglądał na ogromnego. Skanowała plażę w poszukiwaniu właścicieli machających smyczą lub wołających imię, ale piasek był pusty przez setki metrów. Pies podszedł bliżej. Jego sierść była ciemnoszara, prawie czarna, gdy była mokra, a rozmiar zwierzęcia stał się trudniejszy do zignorowania.

Advertisement
Advertisement

To nie był mały zwierzak. Był wysoki w ramionach, szeroki w klatce piersiowej i potężny w sposób, w jaki profesjonalni zawodnicy są szczupli. Żadna obroża nie błyszczała w świetle, a w jego kroku czuć było pewność siebie, która w niczym nie przypominała domowego towarzysza szukającego piłki. Noemi poczuła pierwsze ukłucie niepokoju, ale starała się zachować rozsądek.

Advertisement

Może zsunęła jej się obroża. Może właściciel jest na wydmach. Uniosła rękę, mając nadzieję, że to przyjacielskie machnięcie, i zawołała: “Hej, kolego. Gdzie twoja rodzina?” Wiatr poniósł jej słowa. Zwierzę uniosło łeb, z podbródka kapała mu woda, i spojrzało na nią.

Advertisement
Advertisement

Bladozłote oczy – prawie żółte – błyszczały. Husky miały niebieskie lub brązowe oczy, czasem po jednym z nich, ale nie ten zadziorny bursztyn. Spojrzenie trzymało ją bez mrugnięcia, a linia nerwów przebiegła wzdłuż jej kręgosłupa jak zimna woda.

Advertisement

Stworzenie szło naprzód, zostawiając mokre odciski jak dziury w piasku. Z każdym krokiem jego długie nogi skracały dystans o wiele za szybko. Kwadratowy pysk, gruba kryza, ogon, który nie zwijał się figlarnie, ale wisiał nisko i prosto – wszystko to zmieniło jej pierwsze założenie.

Advertisement
Advertisement

W jej umyśle utwierdził się uparty fakt: nie patrzyła na psa. Patrzyła na dorosłego wilka wychodzącego z fal. Jej oddech stał się krótki. Cofnęła się, aż jej łydki uderzyły o kawałek zniszczonego drewna – starą deskę z przegniłej łodzi, którą fala wyrzuciła na brzeg. Instynkt kazał jej się odgrodzić.

Advertisement

Pochyliła się, chwyciła deskę obiema rękami i uniosła ją jak szerokie wiosło między sobą a zwierzęciem. Tętno waliło jej w uszach. Drzazgi wbiły się w jej dłonie, ale trzymała się mocno, z kolanami gotowymi do skoku.

Advertisement
Advertisement

Wilk zatrzymał się jakieś dwadzieścia stóp od niej, z szeroko rozstawionymi łapami i wodą ściekającą po jego sierści ciemnymi liniami. Przechylił łeb, uszy wysunęły się do przodu. Niski, dudniący warkot wibrował z jego piersi, nie był głośny, ale wystarczająco głęboki, by adrenalina przepłynęła przez jej organizm.

Advertisement

Podniosła deskę wyżej, łokcie zablokowała, starając się wyglądać na większą, tak jak radziły filmy o dzikich zwierzętach. “Cofnij się – powiedziała drżącym głosem. Warknięcie ucichło do ciężkiej ciszy. Wtedy wilk obnażył zęby – długie, idealne, w kolorze wypolerowanej kości słoniowej – i wydał ostry ostrzegawczy szczek, który odbił się echem od wydm.

Advertisement
Advertisement

Ten dźwięk przeszył jej brawurę na wylot. Deska poczuła się nagle śmiesznie, jak tektura przy nożu. Zwolniła uścisk. Wyobraziła sobie, jak wilk rzuca się na nią, jej słaba tarcza pęka, a zęby zaciskają się na kości.

Advertisement

“Nie, nie – wyszeptała, zmuszając się do oddychania. “Nie chcę walczyć Opuściła deskę, by pokazać, że nie chce atakować. Oczy wilka podążyły za jej ruchem. Kiedy pozwoliła desce opaść na piasek z tępym stukotem, wargi zwierzęcia rozchyliły się, choć jego mięśnie pozostały napięte.

Advertisement
Advertisement

Z otwartymi dłońmi i rozłożonymi palcami Noemi zrobiła powolny krok do tyłu, a potem kolejny, nie odrywając wzroku od wilka. Zgięła łokcie na zewnątrz, dłonie skierowała w jego stronę, uniwersalny znak, że jestem nieszkodliwa. Jednocześnie starała się, by jej głos był spokojny, kojący, choć drżał. “Spokojnie, chłopcze. Nie jestem tu po to, by cię skrzywdzić

Advertisement

Uszy wilka drgnęły na ten dźwięk, zastanawiając się. Zamknął pysk, ale wciąż wpatrywał się w jej oczy. Wydobył się z niego cichy, niemal pytający jęk, tak niespodziewany, że niemal roześmiała się z napięcia, które w niej pękło.

Advertisement
Advertisement

Siła, która wyglądała na gotową do ucieczki, nagle poczuła się niepewnie, jakby bardziej potrzebowała jej uwagi niż odwrotu. Ta zmiana tak ją zdezorientowała, że na sekundę zapomniała o przerażeniu.

Advertisement

Wykorzystała tę sekundę, by powoli uklęknąć, obniżając swój wzrost, by wydawać się mniej groźna. Słony wiatr szczypał ją w kolana przez dżinsy, ale pozostała na ziemi z rękami uniesionymi w geście poddania. “Widzisz? Już dobrze Wilk zamrugał raz, po czym odwrócił łeb w stronę pustego końca plaży.

Advertisement
Advertisement

Zrobił kilka kroków, zatrzymał się i spojrzał na nią, nadstawiając uszu, jakby sprawdzał, czy pójdzie za nim. Kiedy nie ruszyła się z miejsca, powtórzyła sekwencję – kilka kroków, kolejne spojrzenie za siebie, lekkie skomlenie.

Advertisement

Strach Noemi mieszał się z ciekawością. Wilk nie szarżował, tylko kusił. Ale podążać za wilkiem w nie wiadomo gdzie? Każda zasada przetrwania krzyczała “nie”. Jednak coś w jego tonie było naglące, nie głód.

Advertisement
Advertisement

Podniosła się ostrożnie, z drżącymi mięśniami, wpatrując się w złote oczy, które teraz zdawały się raczej błagać niż grozić. Wilk obrócił się na północ wzdłuż linii przypływu, stąpając pewnie i cicho. Spojrzała jeszcze raz za siebie.

Advertisement

Wbrew zdrowemu rozsądkowi Noemi starła piasek z dłoni, uspokoiła nerwy i zaczęła iść za wilkiem – w ostrożnej odległości – zostawiając deskę tam, gdzie leżała i zastanawiając się, dlaczego stworzenie, które mogło ją zabić w mgnieniu oka, chciało, żeby przyszła.

Advertisement
Advertisement

Próbowała przypomnieć sobie fakty: wilki unikają ludzi; rzadko wędrują po plażach; samotny wilk często sygnalizuje chorobę lub desperację. Żaden z nich nie uspokoił jej zaciśniętych wnętrzności. Opanowanie zwierzęcia sugerowało cel, a nie chorobę.

Advertisement

Mimo to wyobrażała sobie szczęki zamykające się na jej przedramieniu za każdym razem, gdy piasek skrzypiał pod nią. Krzywy drewniany znak ostrzegał przed “niestabilnymi klifami”. Za nim linia brzegowa zwężała się do wstęgi piasku otoczonej postrzępionymi ścianami skalnymi.

Advertisement
Advertisement

Wilk zatrzymał się, spojrzał z powrotem na Noemi i machnął ogonem w kierunku szczeliny przed sobą – otworu w klifie ledwo wystarczająco szerokiego, by mógł przejść człowiek. Zawahała się, sprawdzając odległość do swojej chaty.

Advertisement

Wciąż mogła zawrócić, pobiec przez otwarty piasek i zostawić zwierzę jego tajemnicom. Ale za każdym razem, gdy robiła krok do tyłu, wilk odpowiadał jej krokiem do przodu, bezszelestnie, ale jednoznacznie blokując jakikolwiek odwrót.

Advertisement
Advertisement

Niebo dudniło. Burzowe chmury piętrzyły się nad głową, obiecując ciemność na długo przed prawdziwą nocą. Noemi przełknęła, wsunęła się bokiem w wąskie przejście i poczuła, jak wilgotny kamień muska jej ramiona.

Advertisement

Wilk poruszał się tuż przed nią, zerkając przez ramię co kilka kroków, jakby liczył, że wciąż tam jest. Wiatr wył w tunelu, niosąc zapach zgniłych wodorostów i czegoś ostrzejszego – może smoły albo oleju.

Advertisement
Advertisement

W połowie drogi zastanawiała się, czy nie zrobić sobie przerwy, gdy znów wyjdą na światło dzienne. Gdyby jednak pobiegła sprintem, długie nogi wilka wyprzedziłyby ją w kilka sekund. Zwierzę nie pokazało zębów od czasu plaży, ale wspomnienie tego warknięcia wciąż paliło ją za żebrami.

Advertisement

Szła więc dalej, ślizgając się na mokrym łupku, z sercem walącym głośniej niż fale odbijające się echem w kamiennym korytarzu. Wyszli na ukrytą zatoczkę. W niczym nie przypominała otwartego pasma, które zostawiła za sobą.

Advertisement
Advertisement

Na brzegu walały się śmieci – popękane plastikowe boje, postrzępione liny, zardzewiałe beczki i plamy ciemnego szlamu, który przywierał do wszystkiego. Z bałaganu unosił się słodkawy zapach. Wilk kłusował przed siebie, z nisko opuszczonym nosem, przedzierając się przez kopce śmieci w kierunku odgłosów słabego skomlenia.

Advertisement

Noemi szła wolniej, buty kleiły się do tłustego piasku. O mało nie skręciła kostki na przewróconej skrzyni, łapiąc gwałtowny oddech. Wilk zatrzymał się, aż ustała na nogach, po czym ruszył w kierunku plątaniny zielonej sieci rybackiej, zarzuconej na walczący pod nią kształt.

Advertisement
Advertisement

Cokolwiek leżało w pułapce, było umazane gęstą, czarną mazią, która sączyła się z pękniętej beczki nieopodal. Znów rozległ się jęk – wysoki, drżący, rozpaczliwy. Noemi podeszła bliżej, ale wciąż nie była w stanie określić, co to za stworzenie.

Advertisement

Było małe, ale nie malutkie; futro przylegało do niego w przemoczonych kępach, tak pokrytych szlamem, że wyglądało na czarne jak smoła. Pojawił się błysk białych zębów, gdy próbowało przegryźć sieć, po czym zniknęło w żałosnym wrzasku.

Advertisement
Advertisement

Ogarnął ją gniew – na tego, kto wyrzucił odpady, na siebie za to, że wątpiła w wilka, na świat za to, że pozwala stworzeniom cierpieć w niewidzialny sposób. Przeskanowała ziemię w poszukiwaniu czegoś ostrego.

Advertisement

Rozbita butelka leżała na wpół zakopana w piasku. Owinęła rękaw wokół jej postrzępionej krawędzi i sprawdziła ostrze. Dałoby się przeciąć. “Spokojnie – szepnęła do uwięzionego zwierzęcia, choć wątpiła, by usłyszało ją ponad własną paniką.

Advertisement
Advertisement

Wilk stał metr dalej, ze sztywnym ogonem i wzrokiem przesuwającym się między rękami Noemi a siecią. Kiedy Noemi podeszła do niego, wilk wydał z siebie cichy chichot – niemal przyzwolenie. Noemi uklękła, ignorując smród oleju. Sznury sieci były twarde, ale szkło przecięło je po kilku pociągnięciach.

Advertisement

Za każdym razem, gdy stwór się wzdrygał, szlam rozpryskiwał jej dżinsy i brudził rękawy. Pracowała metodycznie: jedna, dwie, trzy nitki, przesunięcie szkła, cztery, pięć, sześć. Wilk trzymał się na dystans, ale poruszał się w niespokojnym półkolu, obracając uszami w rytm jej cięć.

Advertisement
Advertisement

W końcu ostatnia pętla pękła. Stworzenie – wciąż bezimienne, bezkształtne pod warstwą brudu – próbowało się wyprostować, zrobiło pół kroku, po czym upadło z cienkim, bolesnym piskiem. Jego tylne łapy drgnęły, bezużyteczne.

Advertisement

Bladoszare ze strachu oczy zamknęły się na oczach Noemi. Sekundę później powieki drgnęły, a małe ciałko zwiotczało w sieci, jakby wysiłek wyczerpał jego ostatnie siły. Panika wprawiła ją w ruch. Potrzebował ciepła, ucisku – czegokolwiek, by utrzymać pracę serca.

Advertisement
Advertisement

Wśród śmieci dostrzegła podartą plandekę, wyrwała czystszy pasek i owinęła wiotkie zawiniątko ciasno wokół klatki piersiowej. Lepki olej nasączył jej koszulę, ale nie przejęła się tym. Czuła bicie serca na swojej dłoni – było, ale słabe, jak ćma uderzająca o szkło.

Advertisement

Wilk skomlał za nią. Noemi spojrzała w górę; w oddali migotały światła domków. “Zajmę się tym – obiecała, drżącym głosem. Niezależnie od tego, czy wilk zrozumiał, czy nie, musiała spróbować. Odwróciła się w stronę tunelu.

Advertisement
Advertisement

Wilk podążył za nią, ale zatrzymał się u wylotu, siedząc w cieniu. Niski skowyt popłynął za nią – po części ostrzeżenie, po części błaganie. Skinęła głową, składając cichą przysięgę, po czym zaczęła biec. Droga do domków wydawała się teraz dwa razy dłuższa.

Advertisement

Każdy krok wstrząsał zwierzęciem w jej ramionach. W pewnym momencie jego głowa przechyliła się na bok, a szczęka zwiotczała i przez przerażającą chwilę myślała, że zdechł. “Zostań ze mną – dyszała, dostosowując uścisk tak, by nos zwierzęcia pozostał czysty. Jego klatka piersiowa poruszyła się – ledwo. Biegła dalej.

Advertisement
Advertisement

Pojawiły się światła uliczne. Zamknięta knajpa. Sklep z pamiątkami ukryty za metalowymi kratami. Pojedyncza stacja benzynowa wciąż się paliła. Nogi ją paliły, płuca płonęły. Na rogu stał przysadzisty budynek z łuszczącym się szyldem: “Shoreline Veterinary”.

Advertisement

Uderzyła pięścią w szklane drzwi. Obsługa – nastolatka, zaskoczona – podniosła wzrok znad telefonu i wpatrywała się w nią szeroko otwartymi oczami. Kiedy zobaczyła zawiniątko w ramionach Noemi, bez słowa otworzyła drzwi i krzyknęła po lekarza.

Advertisement
Advertisement

Jasne światło jarzeniówek uderzyło jak obuchem. Weterynarz, siwobrody i wciąż zapinający kurtkę na fartuch, rzucił okiem i zawołał: “Stół urazowy, zestaw tlenowy, ruszamy” Dwóch techników wjechało na metalowym wózku. Noemi położyła śliskie zawiniątko, palce nie chciały puścić, dopóki weterynarz delikatnie ich nie oderwał.

Advertisement

Odcięli plandekę, rozcięli siatkę i zaczęli płukać czarny szlam ciepłą solą fizjologiczną. Szczeniak leżał nieruchomo, ledwo unosząc boki. Monitor pikał nieregularnie. “Puls czterdzieści dwa i spada – mruknął jeden z techników. Weterynarz założył na pyszczek malutką maskę.

Advertisement
Advertisement

Noemi zawisła w pobliżu zlewu, czując się bezużyteczna, pokryta olejem, drżąc mocno. Otworzyła usta dwa razy, ale nic nie powiedziała. Weterynarz rzucił jej spojrzenie. “Nazywam się dr Alvarez – powiedział spokojnym, ale opanowanym głosem. “Dobrze zrobiłaś, przyprowadzając go. A teraz siadaj, zanim upadniesz

Advertisement

Technik poprowadził ją do krzesła i wcisnął kubek zbyt gorącej herbaty w jej trzęsące się ręce. Para uniosła się, niosąc gorzki zapach spalonych liści. Nie czuła jej smaku. Ponad brzękiem instrumentów ponownie usłyszała dr Alvareza: “Oddech wydaje się płytki…”

Advertisement
Advertisement

“O co chodzi? – zdołała powiedzieć, łamiącym się głosem. “Wciąż go czyścimy – powiedział Alvarez, patrząc na swoją pracę. “Wilcze szczenię. Sześć, może siedem tygodni Przerwał, delikatnie usuwając szlam z małego ucha. “Niewielkie szanse, jeśli ropa dostała się do płuc

Advertisement

Żołądek jej opadł. “Przeżyje?” Alvarez nie odpowiedział od razu. Podłączył kroplówkę, przykleił ją taśmą do chudej przedniej kończyny, która była pokryta środkiem antyseptycznym. “Spróbujemy” – powiedział w końcu, co w najlepszym razie wyglądało na “może”.

Advertisement
Advertisement

Noemi przełknęła ciężko. “Znalazłam go uwięzionego w sieci – wszędzie był olej. Jego matka mnie tam zaprowadziła Nawet dla jej uszu brzmiało to jak sen. Ale Alvarez tylko skinął głową, zwężając oczy w profesjonalnym zmartwieniu.

Advertisement

Minuty przeciągały się w godzinę. Deszcz walił w okna, grzmoty przetaczały się w oddali. Noemi siedziała zgarbiona, a smoła zasychała na jej rękawach w postaci sztywnych płatków. Dwa razy usłyszała, jak monitor pracy serca spłaszcza się na mrożącą krew w żyłach sekundę, po czym wznawia słabe bip-bip.

Advertisement
Advertisement

W pewnym momencie technik odsunął się i szepnął do Alvareza: “Tracimy go” Weterynarz przycisnął dwa palce do żeber szczeniaka i potrząsnął głową. “Jeszcze nie”, mruknął i rozpoczął rytmiczne uciski palcem i kciukiem, niemożliwie ostrożnie.

Advertisement

Noemi patrzyła, jak łzy spływają po jej umazanej brudem twarzy. Proszę, nie umieraj, pomyślała. “Twoja matka czeka Uciskom nie było końca, a potem najsłabsze drżenie pod palcami Alvareza. Monitor wychwycił to, ustabilizował się do powolnego, ale regularnego rytmu. “To wszystko” – Alvarez odetchnął, a pot zrosił mu skronie. “Dobrze, mały, zostań z nami

Advertisement
Advertisement

Minęło kolejne pół godziny, zanim weterynarz w końcu zdjął rękawiczki i opadł na stołek. Otarł czoło rękawem, po czym odwrócił się do Noemi. Jego wyraz twarzy był ostrożny, jakby ktoś ostrożnie stąpał po kruchym szkle.

Advertisement

“Żyje – powiedział niskim głosem. “Słaby, ale na razie stabilny. Wypłukaliśmy tyle ropy, ile się dało i zaczęliśmy podawać mu płyny i antybiotyki. Następne sześć godzin będzie krytyczne. Jeśli jego płuca nie dostaną ataku, a infekcja nie ustąpi, ma szansę

Advertisement
Advertisement

Ulga uderzyła tak mocno, że Noemi się zakołysała. “Dziękuję. Dziękuję Alvarez podniósł rękę. “Nie dziękuj mi jeszcze. Nie jest bezpieczny. A nawet jeśli wyjdzie z tego, potrzebuje swojego stada. Samotne wilcze szczenię to wyrok śmierci “Mogę spróbować zabrać cię z powrotem – powiedziała szybko. “Do tunelu na plaży. Jego matka może wciąż tam być

Advertisement

Przyjrzał się jej twarzy, smugom smoły, strachowi i nadziei mieszającym się w jej oczach. W końcu skinął głową. “W porządku. Przygotujemy nosidełko. Przenośny zbiornik z tlenem. Jeśli rozbije się po drodze, zawracamy. Zrozumiano?

Advertisement
Advertisement

Przytaknęła, zaciskając pięści, by znów się nie rozpłakać. Owinęli szczeniaka w czysty polar, poprowadzili przewód tlenowy do małej skrzynki i przymocowali maleńkie czujniki do miniaturowych opuszek na łapach. Zielone światło monitora migotało jak ostrożne bicie serca.

Advertisement

Alvarez podniósł nosidełko obiema rękami i spojrzał jej w oczy. “Prowadź.” W mokrej nocy wiatr targał włosami Noemi, ale ona ledwo odczuwała zimno. Reflektory wyryły chwiejną ścieżkę wzdłuż klifowej drogi, gdy jechała, zerkając w lusterko co kilka sekund, aby upewnić się, że ciężarówka Alvareza nadal jedzie.

Advertisement
Advertisement

W pobliżu szlaku jej telefon zabrzęczał: Alvarez. Odebrała na głośniku. “Jest wybredny, ale wciąż oddycha” – poinformował. “Jedź dalej” Zaparkowali przy wydmach. Latarki przecięły mgłę. Noemi poprowadziła ich do wejścia do tunelu, którego ściany lśniły.

Advertisement

Wewnątrz szumiały odległe fale, a woda kapała z sufitu niczym tykający zegar. Alvarez niósł skrzynię, jakby była zrobiona z wirującego szkła, obserwując świecące monitory. Po drugiej stronie światło księżyca ujawniło zatoczkę – i cień czekający na brzegu: wilczycę matkę.

Advertisement
Advertisement

Kiedy dotknął jej promień latarki, warknęła nisko, niepewnie. Noemi uklękła, otworzyła drzwi skrzyni i cofnęła się. Szczenię poruszyło się i wydało z siebie słabe syknięcie. Postawa matki zmieniła się natychmiast. Kłusowała do przodu, skomląc cicho i trącając szczenię nosem. Alvarez zdjął maskę tlenową.

Advertisement

Szczeniak zamrugał, po czym polizał pysk matki. Dorosła wilczyca wydała z siebie niewielki dźwięk – pół warknięcie, pół westchnienie – i popchnęła szczenię za siebie, jakby chciała osłonić je przed światłem ludzi. Wzrok Noemi zamazał się od łez.

Advertisement
Advertisement

Alvarez wyłączył latarkę, sygnalizując odwrót. Cofnęli się do tunelu, nasłuchując, jak miękki stukot czterech łap podąża za dwoma większymi w głąb wydm. Gdy dotarli do ciężarówek, burza się rozpogodziła.

Advertisement

Pierwsza różowa smuga świtu dotknęła horyzontu. Alvarez odetchnął. “Udało ci się – powiedział cicho. “Teraz ma prawdziwą szansę Noemi otarła policzki, czując jak zaschnięta smoła pęka i łuszczy się. “Udało nam się” – poprawiła, po czym roześmiała się ochryple i z niedowierzaniem.

Advertisement
Advertisement

Jadąc z powrotem w kierunku swojej chaty, zdała sobie sprawę, że jej nogi wciąż się trzęsą, a serce wciąż bije, ale strach, który prześladował ją od tygodni, wydawał się odległy, wyparty przez ulgę i zdumienie. Gdzieś za nią żyło wilcze szczenię, ponieważ odmówiła odejścia.

Advertisement